Komentarze: 4
Zastanawiam się czy to ogrom cierpienia jakie przeżyłem sprawił, że jestem, tym kim jestem. Nieczuły...szukający bodźca by poczuć, że żyję. Niezdolny do przyziemnych uczuć, kochający bez opamiętania, cierpiący bez ukojenia. Czytający Lovercrafta i Kuttnera by strach pozwolił śnić.
Sny, marzenia...Powróciły, ale nie przynoszą nadziei, lecz chwilową tylko ulgę. Czy życie jest oszustwem? Apogeum pecha w jednym momencie może doprowadzić do załamania. Ja się nie złamałem. Księżyc świeci złowieszczo, wokół mnie przenikają cienie, a ja nic nie czuję...nic.
Być gdzieś z boku- zawsze tego chciałem. Być gdzieś z boku by zwracać uwagę, paradoks życia. Odłączyć się od tłumu by znaleźć własne szczęście, ma potrzeba okupiona odwrotnym skutkiem. Nieistotne, nie mogę być wbrew sobie. Zabić uczucia, wspomnienia- cel wykonałem, jego ceną jest cierpienie, smutek i żal.
Nawet gniew nie wywołuje emocji jak kiedyś, jakby pewna część mojej duszy poszła w zapomnienie. Pewnie teraz szuka mnie przez eony, pustynie wymiarów. Być człowiekiem jak brzmi to dumnie; największe przekleństwo być świadomym i myśleć. Budzić się czując pustkę, zasypiać bez pytań, żyć z ciekawości czy nastaną zmiany. Okropna perspektywa, podobna do stanu – dziś/wczoraj.
Nie myślę o przyszłości dalsze plany bezsensu, los tak zmienny bywa przecież. Wczoraj zapraszał, dziś już go nie ma, gdzie się podziała sprawiedliwość? Gdzie racjonalizm? Nie czuję nic, nawet teraz...nic. Pragnienie silnych odczuć, potrzebuje ich jak powietrza. Życie bez nich wydaje się snem, irracjonalne bez względu na punkt widzenia, samo w sobie pozbawione sensu. Przez silne przeżycia pewna jego część staje się dla mnie jasna. Która? Sam nie wiem.